Teatr

20.07.2020 | Jan Waligóra

Serce łomotało mi w piersi… Nie mogłem ustać z nogami z galarety, więc usiadłem… Jeszcze chwila… Aż w końcu…

Wygląda to jak jakiś bardzo ważny moment, z perspektywy przeżywającego. Tak naprawdę były to moje przeżycia zaraz przed rozpoczęciem naszej sztuki, ale zacznijmy od początku.

Wystawienie własnej sztuki zaproponował Patryk już we wczesnym etapie planowania obozu. Wydało mi się to ciekawym pomysłem, było to dla mnie ciekawe rozwinięcie idei festiwalu - zamiast zastępów robiących scenki miała występować drużyna jako całość w pełnoprawnym przedstawieniu. Jadąc na obóz większość rzeczy związanych z wykonaniem było nieustalonych, był jedynie szkic fabuły i pobieżny projekt sceny. W bodajze niedzielę powiedzieliśmy drużynie o naszym planie, większość była sceptycznie nastawiona, lecz widziałem dwóch takich, którym oczy się zaświeciły na wiadomość o napisaniu scenariusza. Byli to Franciszek Kiernicki (dalej Kiep) i Jan Paweł (dalej JP). W ten sam dzień udało nam się napisać komendą pierwszą scenę i ogarnąć część strojów, a przez następne kilka dni Kiep i JP mieli zająć się pisaniem reszty, jak się później okazało, wierszem. Przedsięwzięcie to było tyle śmiałe co niemożliwe, jednak nasi panowie rzeczy niemożliwe robią od ręki - na cuda trzeba poczekać. Gdy skończyli, niezwłocznie zajęliśmy się próbami, oczywiście tuż po pozbieraniu szczęk z podłogi. Na początku szło siermiężnie, wszyscy byli tak podjarani tym tekstem, że nie mogli skupić się na swoich rolach, jednak próba za próbą i w końcu uzyskaliśmy zadowalający efekt. Ustaliliśmy termin ogniska, wysłaliśmy posłańców z zaproszeniami na spektakl (była to część próby zastępu JP), jednak, gdy doszło co do czego, ognisko, przy którym mieliśmy występować opóźniło się o kilka dni. Deszczowy dzień wykorzystaliśmy malując krzyże harcerskie dziewczyn złotą farbą. Jednak kiedyś ten dzień musiał nadejść i - nie zgadniecie co - nadszedł. Śpiewając piosenki i patrząc się w ogień myślałem tylko o jednym, żeby już wystąpić. Gdy skończyła się ostatnia piosenka przed naszym wystąpieniem, mój mózg działał na najwyższych obrotach. Byłem narratorem, nie musiałem się przebierać, więc nadzorowałem resztę, czy umieją swoje role i jak wyglądają. Gdy już upewniłem się co do ogarnięcia drużyny, udałem się na miejsce dla narratora - ławeczkę.

Serce łomotało mi w piersi… Nie mogłem ustać z nogami z galarety, więc usiadłem… Jeszcze chwila… Aż w końcu…

Zacząłem przedstawienie słowami: “Na początku była puszcza…” Potem wszystko działo się samo, Kiep świetnie wystąpił w roli szamana. Rozpalono kocioł pełen zielonych płomieni, a sam JP, autor tej sztuki zapomniał części swojej kwestii. Wszystko zakończyło się gromkimi okrzykami (harcerze nie klaszczą) i ogólną euforią. Wyobrażam sobie jak za kilkanaście lat nasi następcy będą czytać scenariusz i wyobrażać sobie jak kozacka musiała być aranżacja, a wyszło zaledwie bardzo dobrze.

Zresztą możecie samemu zobaczyć. Niestety w tym roku nam się trafił las o słabej akustyce, dlatego polecamy słuchawki 📢 i napisy.




“Puszcza"

Kiep & JP


SCENA I - POCZĄTEK

(Indian i Puszcza)

NARRATOR

Na początku była puszcza

Wychodzą wszyscy przebrani za drzewa.

A w puszczy indianie plemienia Shauni, prawowici synowie i córy matki natury, zginający karki tylko wobec praw przyrody.

Indianin wyskakuje zza krzaka, napina łuk i puszcza. Wybiega za scenę przy indiańskim okrzyku.

Jednak z północy nadciągają chciwi ludzie próbujący położyć swoje chciwa łapy na dobrach tego lasu.

Wychodzą 2 pracownicy z siekierami i podchodzą do drzew, które pod siekierami się przewalają. Z tyłu wychodzi Gubernator.

GUBERNATOR
Ścinać! Precz z tymi dzidami! O, a tutaj dajcie biało-czerwoną taśmę, żeby nikt się nie zgubił.

PRACOWNIK 1
Ale Gubernatorze! Ten las jest taki piękny, poza tym mieszkają w nim Indianie i Watrz-Indianki.

GUBERNATOR
Nie obchodzi mnie to, kto nie przestrzega norm sanitarnych GiS’u winien szczeznąć w brudzie i nędzy!

SCENA II - PRZEDSTAWIENIE BIAŁEGO CZŁOWIEKA

(Gubernator, pracownicy, Puszcza)

NARRATOR
Kiedy rankiem ze skowronkiem powitano nowy dzień,
stała się rzecz wręcz okropna – las nawiedził mroczny cień.
Biały człek na ziemię zszedł, z chmur lunął ulewny deszcz

ZWIADOWCA
Wielki wodzu! Sprawa nagła,
idą wysłannicy diabła!

WÓDZ
Na wielkiego Filemona,
sprawa straszna i złożona.
Wysyłamy tam poselstwo,
niech okażą swoje męstwo.

SCENA III - POSELSTWO

(Gubernator, zwiadowcy)

NARRATOR
W rezydencji Gubernatora,
tam gdzie mieszkała lisów i Indian zmora,
na biurku leżały papiery różniste,
tam też rezydent miał swoją zadań listę,
na pierwszym miejscu: wyciąć las stary,
wszak nikomu nie zawadzi wyciąć starego śmiecia jak wyrzuca się z pracy leniwego cięcia.
Zamiast tego miała stanąć promenada, wielka, ponad wszystko piękna!
Nikt pozbycia się lasu nie zauważy,
za to jaki pieniądz się z tego uważy.
I tak myślał ten nikczemnik potępieniec,
co w piekle miał już ze smoły przygotowany wieniec,
on nie zważał na swe czyny, tylko wąsa podkręcał tak mocno, tak konkretnie i uśmiechał się przy tym szpetnie. Błyskał groźnie zębami jak wilk podczas pełni błyska swoimi kłami.
Ewidentnie był zadowolony, widać do swoich brudnych myśli się uśmiechał.
GDY NAGLE! Ktoś przyjechał.
Warta ze schodków ostatnich obwieściła gości niespodziewanych.
Aaa to te obdartusy, ci Indianie,
pełno jest tego pomiotu w naszym stanie.

GUBERNATOR
Czegóż chcecie moi mili,
czyżby was pobili?

POSŁANIEC 1
Blada Twarzo, my nie przyszli tu żartować,
tylko od twojego planu cię odwołać!

GUBERNATOR
Ależ o czym wy mówicie,
wszak wszystko jest znakomicie.

POSŁANIEC 2 Wielki most nad Wielką Wodą,
do świętego miejsca jest przeszkodą!

GUBERNATOR Aaa Wy o tym, promenada jest potrzebna,
jak podwieczorek po obiedzie, to rzecz pewna i niezbędna.
To uczynek jest dla ludu, a nie żadna ściema,
taka wola Nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba!

POSŁANIEC 1
W takim razie Siedzący Gerwazy daj sztucerówke,
niechaj strącę tę bladą makówkę.

GUBERNATOR
A więc wojny chcecie, czy Wy wiecie na jaką rzecz się piszecie?

POSŁANIEC 2
Dla nas to ni pierwszyzna, lecz powinność Boża,
sam wyjąłeś siekierę wojenną z pepoża.

SCENA IV - NARADA

(Wódz, Szaman, Indianin 1, Indianin 2)

NARRATOR
Wśród powszechnego bałaganu,
swądu fajek i łopianu,
zebrała się rada starszych,
by obmyślać plan działań dalszych.

INDIANIN 1
Biały człowiek, biała siła,
po nim już tylko mogiła.
Drzewa chcą nam wyciąć w pień,
nim nastanie zbiorów dzień.

SZAMAN
Jestem szaman z bożej łaski,
mam wizje wyraźnie straszną,
wszyscy będą nosić maski
i jeziora nam zamarzną.
Wzywam was duchy wszelakie
kto z was pragnie, kto z was łaknie,
bo mam nowe wizje takie,
że tu wkrótce drzew zabraknie.
Teraz wszystko jest zamglone,
lecz mamy przekierniczone;
na granicach są celnicy,
w rezerwatach koczownicy,
taki los nas może czekać
jeśli wciąż będziemy zwlekać.
Ostrzcie dzidy moi bracia,
bo wyraźna wizja wraca.
Ja szykuje broń psychiczną,
a nuż skutki złe i straszne
dzięki temu nas unikną.

SCENA V - DZIADY

(Wódz, Szaman, Indianin 1, Indianin 2, Indianin 3)

SZAMAN
Dawać kocioł, gotujemy.

INDIANIN 1
Co pichcimy?

SZAMAN
Dziś nie jemy.

INDIANIN 1
Więc znów czary?

SZAMAN
Dawać mi tu tamte gary!

INDIANIN 1
Posłuchaj szamanie drogi,
by nie było niedomówień,
twój czar gniewny jest i srogi,
a my tu nie chcemy umrzeć!

SZAMAN
Co to znaczy?

INDIANIN 2 Nie inaczej,
twoje gusła średniowieczne
zdają się być niebezpieczne,
z gara idą czarne buchy
i słychać przeklęte duchy

SZAMAN
Eeee, gadanie…

INDIANIN 2
To dokładne opisanie.

SZAMAN
Nie ma strachu.

INDIANIN 2
Zobaczymy.

SZAMAN
Weź składniki, policzymy.

SZAMAN
Dajcie mi menażkę szyszek,
4 gwoździe, kuroliszek,
2 ziarnka białego ryżu.

INDIANIN 3
Nie ma ryżu.

SZAMAN
Daj anyżu,
zwinięty w brązowe chusty.

INDIANIN 3
Panie, nasz spichlerz jest pusty.

SZAMAN
Jeszcze jeden ser półtłusty

INDIANIN 3
To są żarty?

SZAMAN
W plastrach lub na tarce starty.

INDIANIN 3
Jeszcze jakieś masz życzenia,
które są nie do spełnienia?

SZAMAN
Daj spis warty

INDIANIN 3
Czary to czy żarty?

SZAMAN
Magia czarna wymaga współpracy jak na alarmach,
jeden mówi reszta słucha,
bo inaczej będzie skucha!

SCENA VI - WIZJE ROBOTNIKÓW

(Szaman, Duchy, Robotnicy)

SZAMAN
Zbierzcie się tu łepki ciemne,
porzucamy treści miłe,
lekkie, swojskie i przyjemne,
Czarne z gara idą buchy
czas na te najcięższe duchy,
które męstwem siłą wiarą
niezliczoną żadną miarą,
wartość swą udowodniły
nim kości w grobach złożyły.

DUCHY
My wezwane przybywamy
i żądamy odpowiedzi,
Co? Jak? Gdzie? Dlaczego? Kiedy?
Mówcie tak jak na spowiedzi.

SZAMAN
Nawrócić trzeba niewiernych,
sprowadzić na dobrą drogę,
zaprzestać środków mizernych,
dać ich duszom zapomogę.

UPIÓR
Podać rękę czy dać nogę?

SZAMAN
Sprawa pilna jest niezmiernie,
bo człek blady jak owsianka
zachowuje się bezczelnie
i już od samego ranka
bierze cegły, bierze kielnie
i buduje wielkie domy
burząc pięknych drzew korony.

UPIÓR
Podejdź więc duchu wyblakły
niechaj w przyszłość was zabiorę,
czeka was skok w przestrzeń nagły,
zobaczcie swą nędzną dole!

NARRATOR
Wszędzie bloki i wieżowce
trochę dziwnie acz ciekawe,
Gdzie są lasy? Gdzież są owce?
Lecz to nie jest w tym najgorsze,
bo lud chwyta się za gardła,
w końcu nie ma czym oddychać,
miarka widać się przebrała
nie ma tlenu trzeba znikać.
Wizja NAGLE się urwała.

Gwiazdy świecą w głowie świta.

SCENA VII - WIZJE GUBERNATORA

(Szaman, Gubernator, Robotnik, Wódz)

NARRATOR
Słychać butów równy chód,
słońce zaszło zapadł zmrok,
nadleciał kąśliwy chłód,
zbliża się złowieszczy krok,
ziąb dla lasów, serc i dusz
Czy to ów strzelec błędny krok niesie,
czy może Winicjusz strapiony,
czy to diabliki goplany po lesie
lub chochlik w skorupie zamkniony
Pojawia się postać milcząca lecz dumna
skupiona jak wiedźmin na trakcie,
choć jej postura jak u napoleona
to pręży pierś jak harcerz na warcie Choć mały ciałem to lis podstępny
co wiele zrobi dla zysku,
jest sprzedawczykiem, łotrzykiem złodziejem
i panem wsi wielu lub kilku.

SZAMAN
Zebrały się czarne chmury, wkiernicz czeka nas ponury.

NARRATOR
W otoczeniu wiernej gwardii
idzie straszny gubernator,
dwaj dryblasi muskularni.
Pośrodku eksterminator.

GUBERNATOR
Nie wiem co mnie wciąż tu trzyma,
na północy wichry śniegi,
ani rusz nadchodzi zima,
zawrzyjmy ciaśniej szeregi.

ROBOTNIK 1
Panie..

GUBERNATOR
Co ja widzę?!
Tempo pracy znacznie spadło,
patrzę i się wami brzydzę.

ROBOTNIK 1
Mieliśmy wizje magiczną
pracować dalej nie chcemy,
bo jak wszystkie drzewa znikną,
to my wszyscy poginiemy!

GUBERNATOR
Nie chcę słyszeć ani słowa,
boli mnie od tego głowa.
Drewno? Co z drewna wynika?
Ciepła woda z parownika,
raszki i wygodne prycze… tyle rzeczy, że nie zliczę!

ROBOTNIK 1
Z drewna można maszty robić.

SZAMAN
Stalą trzeba je zastąpić.

GUBERNATOR
Wstawka tak nie odpowiednia
jak skrócona cisza poobiednia.

NARRATOR
Nastąpiło poruszenie,
ruch jak w jakim ulu pszczelim,
zaszkodziło to mej wenie,
jeszcze trochę czasu mieli by odprawić znów rytuał,
wzięli halucynogeny lecz wódz prace ich zatrzymał!

WÓDZ
Dziadów już nie odprawiamy,
szaman zmęczony śmiertelnie,
wdychał trujące opary,
myślami jest w świętym lesie!

SZAMAN
Ja decyzję już podjąłem
tak jak Kmicic bronił zamku,
ja bronić puszczy zawziąłem,
więc posłuchaj mnie mopanku,
wzywam duchy bo tak trzeba by powstrzymać los straszliwy,
jeszcze dziś pójdę do nieba,
ale puszcze ocalimy!

NARRATOR
No bo w końcu bez dramatu
jak z powieści szekspirowskiej,
odbiegając od tematu
męki, śmierci i bolączki,
trudno sklecić jest poezje,
które bez końca początku,
uznawane są za wieczne
niezależnie od majątku,
wieku oraz treści wątków.

SCENA VIII - PRZEMIANA GUBERNATORA

(Szaman, Gubernator, Robotnik)

GUBERNATOR
Daj spróbować specyfiku.

SZAMAN
Nie jesteśmy na pikniku.

GUBERNATOR
Ale…

SZAMAN
Nie ma ale,
by wydobyć stąd esencje
weź bucha, nie mniej, ni więcej!

GUBERNATOR
Lubię tamte wasze śpiewy
(próbując)
prawie jak burgery Ewy!

SZAMAN
I Marianki.

GUBERNATOR
Ach, jak ja kocham watrzanki!

ROBOTNIK 1
Temu znowu co się stało?

SZAMAN
Wchodzi w trans zakuta skało.

NARRATOR
Wszędzie bloki i wieżowce
trochę dziwnie acz ciekawie,
Gdzie są lasy? Gdzież są owce? Lecz to nie jest w tym najgorsze,
bo lud chwyta się za gardła,
w końcu nie ma czym oddychać,
miarka widać się przebrała
nie ma tlenu trzeba znikać.
Wizja NAGLE się urwała.

Gwiazdy świecą w głowie świta.

SCENA IX - MORAŁ

(Wszyscy)

NARRATOR
Jak w deszczu słońce szyki mąci
tak dzień noc czarną zastąpi.
Już świtało gdy NAGLE! Coś się rusza!
To tylko gubernator wypadł z rąk morfeusza.

Cały jest wymęczony jeszcze z ognikami w oczach,
twarz jak u trupa co wyszedłszy z deski grobowej poszedł się napić wody sodowej.

Nie! Lasu wycinać nie można,
ale absolutnie wykluczone,
trzeba cofnąć daną zgodę,
wnet wszystko odwołamy
i w mig całość posprzątamy.

GUBERNATOR
Dalej! Do roboty!

NARRATOR
Chociaż w zatarciu tej sprawy nie było żadnej przeszkody,
gorzej było podczas sporu o 10 dniowe gacie Jody.
Gubernator się odmienił,
poszedł z nami na ugodę,
tak jak las się puszczą mienił
tak i my wraz z Panem Bogiem
razem puszcze stworzyliśmy,
mimo wielu przeciwności
tylko się utwierdziliśmy
do decyzji tej słuszności.\

I tak kończy się ta krótka historia
jak wypalająca się pochodnia,
dwóch mistrzów nad mistrzami
tej sztuki kreatorami,
włożyli w tę lirykę dusze swe i głowy
o to jest o nich wzmianka w tych napisach końcowych.